Wiśniowy sad
Antoni Czechow, reż. Paweł Miśkiewicz, Teatr Polski we Wrocławiu
Jacek Sieradzki, Polityka
Staje się pierwszą czechowowską aktorką polskich scen. Doświadczenia ze szkoły interpretacji Jerzego Jarockiego przy „Płatonowie” i „Wujaszku Wan”i połączone z ekspresyjnym, zgęszczonym stylem inscenizacyjnym Pawła Miśkiewicza eksplodowały zachwycającą kreacją Raniewskiej na scenie wrocławskiego Polskiego. Trudno zapomnieć ten zerwany z hamulców, kompromitująco-histeryczno-rozpaczliwy monolog Raniewskiej wobec po szczeniacku zakochanego w niej Pietii Trofimowa: wylanie na chłopaka całej rozpaczy już nie pani wiśniowego sadu, tylko starzejącej się, nieszczęśliwej kobiety. I potem jeszcze martwa maska w IV akcie, kiedy wraz ze sprzedażą majątku skończyło się wszystko! Zwarta, dogłębnie przemyślana rola.
Julia Popkiewicz, Słowo Polskie
Ona jest jak wiśnia z sadu, bez której dom nie istnieje. Kocha miłością mocną i głupią. Rola Haliny Skoczyńskiej to mistrzostwo. Zwłaszcza dziś, gdy brakuje prawdziwości w teatrze. Scena rozmowy Raniewskiej z Piotrem Trofimowem (Marcin Czarnik) to prawdziwy przewodnik po zakamarkach kobiecego serca.
Roman Pawłowski, Gazeta Wyborcza
Halina Skoczyńska, dla której powstało to przedstawienie, dramat Raniewskiej nakreśliła w jednej, za to znakomitej scenie rozmowy ze studentem Trofimowem. Słowa o miłości, które inne Raniewskiej wygłaszały albo z poczuciem wyższości, albo z kokieterią, albo w natchnieniu, Skoczyńska wypowiada w wielkim gniewie, który trudno oddać słowami. Napiszmy raczej, że zamiast „Ja go kocham” Skoczyńska krzyczy „J a g o k o c h a m!!!” i jest w tym krzyku wszystko: determinacja, ból, rozpacz, tęsknota. Miłość Raniewskiej do nieznanego nam, odległego o tysiące kilometrów mężczyzny, jest silniejsza od miłości do córki, do brata, do rodzinnego domu wreszcie. Dlatego wizyta w Wiśniowym Sadzie może być dla niej tylko epizodem.
Joanna Biernacka, Didaskalia
Halina Skoczyńska nadaje Raniewskiej rys intrygującej szlachetności. Trudno powiedzieć, czy jest dobra – jest prawdziwa, boleśnie szczera w tym, co i jak przeżywa. Jej arystokratyczne gesty podszyte są cierpieniem. To kusząco piękna kobieta, mocno doświadczona przez los. W długiej prostej spódnicy z tafty, w ciemnobordowym dopasowanym żakieciku, z włosami upiętymi w kok ma w sobie jednocześnie kapryśność rozpieszczonej dziewczynki, bezbronność dziecka i siłę świadomej swej urody kobiety. Wyrasta ponad innych. Traktuje ich z pobłażliwą wyrozumiałością, jakby nie do końca była obecna w tym świecie. Prawie w każdej scenie oscyluje między stanem gorączkowego podniecenia („Chce mi się skakać, wymachiwać rękoma. A może ja śpię?”) i emocjonalnej zapaści, szybko rozpala się i gaśnie. Nieustannie poprawia wysuwający się kosmyk włosów, zrywa się i siada w coraz to innym miejscu. Wszędzie jej pełno, ale ten ruch ma znamiona szamotaniny ptaka uwięzionego w klatce. Skutecznie zagłusza w sobie świadomość powagi sytuacji, wie, że niepotrzebnie jeździła na śniadanie, że bal został urządzony nie w porę, że nagrzeszyła. Ten monolog o trwonieniu pieniędzy („jak wariatka, bez pamięci”) to moment, w którym po raz pierwszy się odsłania. Niby rozluźniona, swobodna, nonszalancko siada na kanapie i ze śmiechem i ironią w stosunku do samej siebie zaczyna ekshibicjonistyczną opowieść o tym, jak bardzo w życiu zgrzeszyła. Nagle kuli się, zasłania twarz dłońmi i rozpaczliwym szeptem błaga: „Boże, Boże, bądź miłościw, odpuść grzechy moje! Już mnie więcej nie karz!”, po czym głucho dodaje, że dostała kolejną depeszę z Paryża, wzywająca ją do powrotu. Raniewska ucieka przed samą sobą. Przed upadkiem w przepaść, przed uczuciem do mężczyzny, który nie był godny jej miłości. Ostatkiem sił przyjechała do „pokoju rodzinnego”, ale już wie, że wróci, że uczucie jest silniejsze. Dlatego w scenie balu wykrzyczy wszystko Pietii. Bo ten wieczny student, wielki życiowy teoretyk, deklarujący, że jest ponad miłość, mocno ją zranił. To najbardziej wstrząsający i najniebezpieczniejszy moment przedstawienia i wielkiej kreacji Skoczyńskiej. Jeden gest więcej, jedna emocja za dużo i ten spazm rozpaczy osunąłby się w śmieszność. Ta kobieta jest jedną jątrzącą się rana nieszczęśliwej miłości. „Kocham, kocham… jest to kula u nogi, razem z nim idę na dno, lecz ja tę kulę kocham i żyć bez niej nie mogę.” Licytacja wiśniowego sadu to już tylko jedna katastrofa więcej, która stawia kropkę nad ”i„. Raniewska przypomina pusty i bezwolny manekin. Rzuca się w wir zabawy, w straceńczy, erotyczny taniec z Jaszą.
D. Mrówka, Gazeta Wyborcza Katowice
To prawdziwe aktorskie cacko, szczególnie zaś rola Raniewskiej, w którą wcieliła się Halina Skoczyńska. To kobieta ukrywająca pod maską radości wielki dramat. Przeszła w życiu wiele – śmierć męża i synka, nierozsądną, ale wielką miłość do nieodpowiedzialnego mężczyzny, długi i utratę majątku. Aktorka wspaniale pokazała stan ducha i rozdarcie swojej bohaterki, balansującej od beztroskiej radości do bólu i rozpaczy.
Głos publiczności, po występach w Krakowie
W ubiegłym tygodniu byłyśmy na przedstawieniu Waszego Zespołu w Krakowie Teatr Stary Kameralny, i pomimo iż w naszym mieście nie brakuje „Wielkich” nazwisk teatralnych jak również reżyserskich , Wiśniowy sad w wykonaniu przede wszystkim p. Haliny Skoczyńskiej zachwycił nas i oczarowała nas fenomenalna gra aktorska p. Skoczyńskiej, która przyćmiła według naszej oceny pozostałych. Żałujemy, iż tak wspaniałej aktorki nie ma u nas w Krakowie. Jeszcze raz gratulujemy w imieniu 10 krakusó.
Z poważaniem Barbara Stefańska, Kraków
List przesłany do Teatru Polskiego we Wrocławiu
opracowanie na podstawie pracy magisterskiej Małgorzaty Białej Sztuka aktorska Haliny Skoczyńskiej
napisanej pod kierunkiem prof. dr hab. Janusza Deglera (Uniwersytet Wrocławski)
copyright © Halina Skoczyńska | projektowanie stron internetowych Impresja